Klara
1984? - kwiecień 1997
Pojawiła się w moim domu rodzinnym pewnego czerwcowego wieczoru 1985 roku. Ni to czarna, ni to szara. Wychudzona, wyliniała, stara szczotka kominiarska. Przyprowadziła ją znajoma rodziców, która spotkała błąkającą się bidulę i postanowiła znaleźć jej dom. Dobrze wiedziała, że akurat nie mamy psa. Trwał jeszcze okres "żałoby" po Guciu i rodzice wciąż odwlekali kupno nowego psa. Mówili coś o psie rasowym, ale ja się uparłam, że zostanie z nami ta kupka psiego nieszczęścia. I została
Okazało się, że jest to młoda suka, która nie ma nawet roku, i którą ktoś prawdopodobnie wyrzucił, albo wręcz przywiązał w lesie i zostawił. Panicznie bała się zostać gdzieś przywiązana choćby na moment. Wyła wtedy rozpaczliwie. Miała tez inne fobie (na przykład rzucała się w pogoń za każdym motorem), ale na szczęście z czasem minęły. Ponieważ była czarna, nazwaliśmy ją na przekór Klara, czyli Jasna.
Po miesiącu, w wakacje, obdarzyła moją zdumioną rodzinę dwójką szczeniąt, które zechciała urodzić na ulubionym pledzie mojej mamy. Z wielbłądziej wełny. Sama urodziła, sama odchowała... a my znaleźliśmy im domy.
A suka okazała się po prostu cudowna. Dla mnie była psim objawieniem. Prawdziwie przywiązana i wierna. W końcu miałam psa, który nie uciekał, pilnował się, aportował patyki, bawił się. Była wspaniałym towarzyszem długich spacerów. Przez pewien czas spała ze mną w łóżku. Była przy tym przeurocza ze swoimi nastroszonymi brwiami, brodą i wąsami.
W wieku 9 lat zafundowała nam kolejna niespodziankę. Tym razem 5 szczeniaczków różnej maści. Pierwszy przyjęty i odchowany przeze mnie miot. Szczęśliwie wszystkie znalazły dobre domy. A dwaj "chłopcy" dożyli w zdrowiu nastu lat i wiem, że dali swym właścicielom wiele radości. Tak jak i Klara nam. Uwielbiała ją cała moja rodzina i przyjaciele.
Była z nami 13 lat.
Odeszła w Wielkanoc 1997.
Będzie zawsze w naszej pamięci.
Pojawiła się w moim domu rodzinnym pewnego czerwcowego wieczoru 1985 roku. Ni to czarna, ni to szara. Wychudzona, wyliniała, stara szczotka kominiarska. Przyprowadziła ją znajoma rodziców, która spotkała błąkającą się bidulę i postanowiła znaleźć jej dom. Dobrze wiedziała, że akurat nie mamy psa. Trwał jeszcze okres "żałoby" po Guciu i rodzice wciąż odwlekali kupno nowego psa. Mówili coś o psie rasowym, ale ja się uparłam, że zostanie z nami ta kupka psiego nieszczęścia. I została
Okazało się, że jest to młoda suka, która nie ma nawet roku, i którą ktoś prawdopodobnie wyrzucił, albo wręcz przywiązał w lesie i zostawił. Panicznie bała się zostać gdzieś przywiązana choćby na moment. Wyła wtedy rozpaczliwie. Miała tez inne fobie (na przykład rzucała się w pogoń za każdym motorem), ale na szczęście z czasem minęły. Ponieważ była czarna, nazwaliśmy ją na przekór Klara, czyli Jasna.
Po miesiącu, w wakacje, obdarzyła moją zdumioną rodzinę dwójką szczeniąt, które zechciała urodzić na ulubionym pledzie mojej mamy. Z wielbłądziej wełny. Sama urodziła, sama odchowała... a my znaleźliśmy im domy.
A suka okazała się po prostu cudowna. Dla mnie była psim objawieniem. Prawdziwie przywiązana i wierna. W końcu miałam psa, który nie uciekał, pilnował się, aportował patyki, bawił się. Była wspaniałym towarzyszem długich spacerów. Przez pewien czas spała ze mną w łóżku. Była przy tym przeurocza ze swoimi nastroszonymi brwiami, brodą i wąsami.
W wieku 9 lat zafundowała nam kolejna niespodziankę. Tym razem 5 szczeniaczków różnej maści. Pierwszy przyjęty i odchowany przeze mnie miot. Szczęśliwie wszystkie znalazły dobre domy. A dwaj "chłopcy" dożyli w zdrowiu nastu lat i wiem, że dali swym właścicielom wiele radości. Tak jak i Klara nam. Uwielbiała ją cała moja rodzina i przyjaciele.
Była z nami 13 lat.
Odeszła w Wielkanoc 1997.
Będzie zawsze w naszej pamięci.